piątek, 6 września 2013

Jesienne pitraszenie, powidła śliwkowe.


"Pod pitraszeniem ogień płonie" jak by to powiedziała moja ulubiona blogerka Dorota, gdy robisz powidła to nieustannie płonie przez kilka dni...duży okrągły gar, koszyk dzikich śliwek z za płotu..miały być wycięte więc w końcu obrodziły,..smażąc je zastanawiałam się skąd ten zapach...migdałowy, przecież dodałam tylko cukier..Jak widać na zdjęciu śliwy nie są rasowe i piękne, większa część odpadła po zajrzeniu do środka, cóż robaczki też lubią tę słodycz. W zasadzie klasyczne powidła powinny być smażone przez kilka dni aż sok owocowy odparuje , bez dodatku cukru. Można wg znanej kucharki Lucyny Ćwierczakiewiczowej zrobić to tak : " Śliwki węgierki smażyć można na konfiturę ze skórką lub oparzone i obrane ze skórki. Wybrać śliwki najpiękniejsze już dojrzała ale nie przestałe, obetrzeć płótnem czystym barwę, przekroić ostrożnie scyzorykiem, wyjąć pestkę, potem zważyć na funt śliwek wziąć funt cukru, zrobić syrop zwyczajny, śliwki polać ciepłym na drugi dzień odlać syrop, dodać pół funta cukru, przegotować wyszumować i na gorący wrzucić śliwki niech się raz zagotują, trzeciego dnia odlać syrop, wystudzić, aż gęsty będzie, wrzucić śliwki i na wolnym  ogniu dosmażyć jeszcze z pięć minut bo zawsze zwodnieją a na trzeci dzień schować w słój."
 Przelicznik : Funt (32 łuty) = około 45 dag 
Syrop zwyczajny: cyt" ogólną zasadą co do robienia syropu jest: cukier , porąbany w niewielkie kawały, maczać w wodzie źródlanej o tyle ile sam w siebie wody nabierze, lub wreszcie na funt cukru nalać zwyczajną szklankę wody." Zatem do dzieła!
Oczywiście mój gar do powideł  jest odpowiedni tylko pod węglem szerokości , nie powinien być pobielany a mosiężny z drewnianą rączką.....Przydało by się też ze trzy dni urlopu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz